niedziela, 20 października 2013

III. Kto żyje w strachu, nigdy nie będzie wolny.

*Jennifer*
     - Jenni jest osłabiona, zostanie tutaj razem z Kristen, a pani podziękujemy. Proszę zgłosić się do ośrodka razem ze skierowaniem, które pani wypisałam. Do widzenia - usłyszałam głos kobiety. Starałam się za wszelką cenę rozchylić powieki, ale mimo staraniom były za ciężkie. Po raz kolejny odpłynęłam w ciemność.

*Kristen*
     Bałam się o nią. Nie wiedziałam co się stało z tatą, a mamę odesłała ta dziwna kobieta. Teraz kazała mi siedzieć i nie zadawać pytań, więc to robię, ale co dalej? Ta pani przywiozła nas do jakiegoś dziwnego miejsca. Wszędzie są sale, zamykane na klucz, a korytarze bure i nie zachęcające. Jennifer leży w białym pomieszczeniu na końcu korytarza... A jakby tak ją odwiedzić? Chyba to nic złego? W końcu jest moją siostrą.
     Bez namysłu ruszyłam w prawo. Szłam najszybciej jak potrafiłam, przy tym nie robiąc za dużego hałasu. Z lekką zadyszką stanęłam przed drzwiami do sali, które delikatnie popchnęłam. Trzęsłam się. Głos uwiązł mi w gardle, kiedy zobaczyłam nieprzytomną Jenny leżącą na białym, jakby szpitalnym łóżku. Zajęłam miejsce na krześle tuż obok i ujęłam jej lodowatą dłoń.
     - Jen, słyszysz mnie? Jestem pewna, że tak. Słuchaj, bo ja... Nie wiem co się dzieje. Tato zniknął. Mamę gdzieś odesłali, a ty tutaj... Ty tutaj leżysz blada i w dodatku się nie ruszasz. Masz jakieś kolorowe kabelki przyczepione do ramion, może ci to zerwać? Wyglądają na niewygodne. Albo nie? Lepiej nie będę nic dotykać, bo popsuję. Wiesz, że często to robię. O czym to ja mówiłam? - spytałam sama siebie, a z oczu popłynęły mi łzy. - Tęsknię. Chcę żebyś tu była, żebyś znowu mogła mnie przytulić  i powiedzieć, że będzie dobrze. Brakuje mi cię. Zawsze przy mnie byłaś. Cokolwiek się nie działo to wspierałyśmy się nawzajem. Czuję się tak dziwnie, bez nikogo. Zawsze byłam pogubiona, ale teraz jestem w jeszcze gorszej rozsypce. Proszę, wróć do mnie - pocałowałam jej zmarzniętą dłoń. Nagle zobaczyłam, że jej długie palce zaczęły się ruszać, a wtedy usłyszałam:
     - Zawsze przy tobie jestem - szepnęła.
     - Jen, jak dobrze! - zerwałam się z krzesełka, kiedy do pokoju wpadła kobieta za nas odpowiedzialna.
     - Co tu robisz? - Spytała się, patrząc na mnie.
     - Zostawiła ją pani bez opieki? Czy pani jest poważna? - Warknęła, słabym i zachrypniętym głosem blondynka.
     - Jennifer, ty lepiej odpocznij. Zabiorę małą.
     - Gdzie jest mama? - Znów się odezwała.
     - O tym lepiej nie rozmawiajmy. Dopiero się obudziłaś..
     - Niech pani mi powie, gdzie ona jest?! - powiedziała stanowczo. Nagle wstała i zerwała z dłoni kable. Mówiłam, że to niewygodne...
     - Młoda damo! Krew ci leci! Wracaj do łóżka, ale już! - krzyknęła, wystraszona kobieta, która po chwili złapała moje ramię. - A ty pójdziesz ze mną.
     - Ona nigdzie z panią nie pójdzie. Poradzimy sobie same - Jennifer podeszła do nas i stanęła twarzą w twarz z urzędniczką.
     - Uważaj na słowa - prawie szepnęła, a do sali wbiegł lekarz. Spojrzał przerażony na zaistniałą sytuację i delikatnym gestem nakazał siostrze wrócić do łóżka. Tym razem się zgodziła, mimo, że jej twarz nie wyrażała aprobaty.

*Jennifer*
     Wyobrażacie sobie to? Ta wstrętna baba wysłała gdzieś mamę, a małej robi z mózgu papkę. Nie wytrzymam w tym miejscu ani chwili dłużej... Tak przy okazji to gdzie ja jestem? Rozejrzałam się po jasnym pomieszczeniu. W pierwszej chwili pomyślałam o szpitalu, ale to od razu wykluczyłam, gdyż nie stało mi się nic poważnego - zemdlałam, no i co? Muszę teraz martwić się Kristen. Mała pewnie czuje się zagubiona, a ja nie mogę nic z tym zrobić. Dobrze chociaż, że się widziałyśmy, może to uspokoi jej ciekawość na kilka godzin. Lekarz nie spuszczał ze mnie oka, dopóki nie położyłam się do łóżka. Miałam ochotę uciec z pokoju, porwać w biegu siostrę i zniknąć, jak najdalej od tego miejsca. Westchnęłam głośno, przykrywając się kołdrą po szyję. Przymknęłam powieki w nadziei, że mężczyzna da mi spokój. Ku mojej uldze usłyszałam ciche kroki i dźwięk zamykanych drzwi.
     Co teraz? Jest jakaś szansa, że ucieczka by się opłaciła? Czy warto ryzykować? Kiedy wróci mama? - Te pytania zaprzątały mi głowę, gdy nagle usłyszałam chrząkniecie po mojej lewej. Obróciłam głowę i poczułam jak w moim wnętrzu się gotuje. Znów przyszła do mnie ta baba.
     - Jak się czujesz? - Spojrzała na mnie i posłała mi blady uśmiech.
     - Niech pani nie udaje, że panią to obchodzi.
     - Jenni.. - zaczęła, lecz jej przerwałam.
     - Nie chcę z panią rozmawiać! - Warknęłam, na co ona, aż podskoczyła zaskoczona.
     - Rozumiem, że możesz być zdenerwowana, ale muszę przedstawić ci waszą sytuację, a szczerze mówiąc w całej swojej karierze nie spotkałam się z tak trudną.
     - Nie zauważyłam - prychnęłam. Mimo złego traktowania, chciałam usłyszeć co ma mi do powiedzenia, więc ucichłam.
     - Waszą matkę musieliśmy wysłać na odwyk. Bardzo mi przykro z tego powodu, ale po jej ekscesach pod wpływem alkoholu nie miałam innego wyboru. Dzięki dokumentom z archiwum wiem natomiast, że w Stanach żyje wasz wujek. I właśnie do niego traficie.
     - Nie - powiedziałam od razu. - Louis się nie zgodzi - szepnęłam, mając nadzieję, że kobieta tego nie usłyszała.
     - Nie ma innego wyjścia. Jest waszą jedyną żyjącą rodziną - powiedziała, na mój gust zanadto spokojnie.
     - Czy pani nie rozumie?! ON NAS NIE PRZYGARNIE. Ja i mała potrzebujemy matki, a nie tego grubego, przebrzydłego idioty!
     - Jenni, proszę, uspokój się.
     - Nie będę spokojna, a pani nie będzie mi rozkazywać! Nigdzie nas pani nie odeśle, tylko odszuka pani moją matkę i ją tu sprowadzi.
     - Młoda damo! Twoje zachowanie jest daremne, gdyż postępowanie opieki społecznej nie musi być zgodne z twoją opinią i zachciankami. Dzisiaj wyjeżdżacie, więc się przygotuj - powiedziała stanowczym głosem i zanim się obejrzałam już jej nie było.
     Czy ona nie potrafi zrozumieć, że to nie wyjdzie? Wujek Louis prędzej się zamorduje niż nas przygarnie. Nigdy nie darzył mamy jakąś wielką miłością, a nas traktował jak dwa problemy. Patrząc na to wszystko z perspektywy lat to mu się nie dziwię. Ja i Kristen od zawsze wszystkim przeszkadzałyśmy. Nikt nas nie potrzebował, ale my... My po prostu chciałyśmy żyć, wiecie? Mimo wszystko obie cieszyłyśmy się każdą chwilą spędzoną razem. Kiedy byłyśmy we dwójkę nic i nikt nie mógł nas zniszczyć. Nie potrzebowałyśmy wiele do szczęścia. Chciałyśmy być kochane. Nie wymagałyśmy wiele. Nam potrzebna była miłość i zrozumienie. Może nie zaznałyśmy tego od rodziców, ale wiedziałyśmy, że możemy liczyć na siebie nawzajem. A teraz? Będziemy musiały jeszcze znosić zachowanie przemądrzałego i zarozumiałego wujka Louis'a. Boże, daj mi siły. 
     Czekaj - co ona powiedziała? Matka znowu pije? Przecież obiecała... Obiecała mi i Kristen, że nie tknie już butelki, więc po cholerę to zrobiła?! To przez nią musimy znosić to wszystko! To przez jej idiotyczne zachowanie trafimy do domu wujka. Znowu zawaliła. Znowu spieprzyła!
***
     - Najpierw pojedziemy do was, żebyście mogły zabrać swoje rzeczy, dobrze? - Spytała nas kobieta, kiedy właśnie wyjeżdżałyśmy spod ośrodka.
     - W dupie to mam - odpowiedziałam i objęłam ramieniem siostrę, która siedziała zagubiona tuż obok.
     - Wyrażaj się! - głos urzędniczki z sympatycznego i ciepłego, zmienił się w ciągu sekundy w chłodny i oziębły.
     - Nie będzie mi pani rozkazywać - odpyskowałam i objęłam mocniej Kristen. Wiedziałam, że jest zdezorientowana w zaistniałej sytuacji, dlatego chciałam jej jakoś ulżyć. Potrzebowała mnie teraz bardziej niż kiedykolwiek, więc musiałam podołać zadaniu.
     Czas podczas drogi ciągnął się niemiłosiernie przez napiętą atmosferę. Kobieta nie odezwała się już ani słowem od swojego wybuchu. Jednak spokój od jej zrzędzenia i skrzeczącego głosu nie trwał długo. Około czternastej zaparkowała przed naszym blokiem. Poczułam dziwny uścisk w żołądku, a serce podeszło mi do gardła. Zapach tego miejsca usilnie starał mi się przypomnieć wszystkie chwile z rodzicami. Próbował do mojego umysłu przedrzeć myśli o śmierci ojca. Każdy skrawek chodnika był silnie związany z nim, a to zabijało mnie od środka.
     Po wewnętrznej bitwie w końcu wysiadłam z samochodu, biorąc młodszą siostrę na ręce. Dziewczynka mimo niewiedzy, również odczuwała w tym miejscu dyskomfort. Oczy miała zamknięte, a twarz pozbawioną koloru. Czułam jak jej drobne ciałko trzęsie się, a główka nie potrafi utrzymać się w jednej pozycji. Jej strach ogarniał i mój umysł. Nie zwracałam uwagi na urzędniczkę. Chciałam jak najszybciej zniknąć z tamtego miejsca, a jedynym sposobem na to, było spakowanie wszystkich swoich rzeczy. Dzięki Bogu nie miałyśmy ich wiele. Dostałam się w końcu do naszego mieszkania, w którym już od progu było czuć zapach wilgoci, wymieszanej z alkoholem. Nic się nie zmieniło - nawet butelki leżały w tych samych miejscach co wcześniej. Postawiłam Kristen na nogach, jednak nie przestałam podtrzymywać jej jedną ręką. Była tak słaba i przerażona, że w każdej chwili mogła upaść. Dziewczynka po chwili zajęła miejsce na starym fotelu, a ja? Nie potrafiłam wykonać najmniejszego ruchu - czułam, że zaraz wybuchnę. Eksploduję. Łzy zebrały się na powierzchni moich oczu, zatrzymane w ostatnim momencie. Bezradność zawładnęła moim ciałem. Kris schowała swoją bladą twarz w małych rączkach, kiedy moje ciało zaczęło osuwać się na podłogę.
On nie żyje.
Umarł.
To wszystko przez ciebie.
To twoja wina. 
Nigdy nie będziesz szczęśliwa.
     Głos w mojej głowie wypełnił mnie całą, mimo wszelkich starań. Zawładnął mną. Zaczęłam ciągnąć i targać swoje włosy w nadziei, że chociaż to uśmierzy mój ból wewnętrzny. Mieszkanie zniknęło. Starsza kobieta i siostra odpłynęły w ciemność. W tamtym momencie byłam tylko ja. Czułam jak każda część mnie rozdziera się na mniejsze części. Wszystkie emocje nasiliły się, a ja nie potrafiłam tego wytrzymać. Nie radziłam sobie ze swoim własnym strachem. Lepiej gdyby cię nie było. Śmierć to jedyne wyjście. Nie należysz do tego świata. Nikt cię nie potrzebuje. Wszystko niszczysz. 
     - Zostaw mnie! - Krzyknęłam, jednak mój głos wydawał się nader odległy. Czułam jakby moja dusza odłączyła się od ciała i płynęła w przestworzach. To nic nie da - znów usłyszałam, chociaż tym razem było to o wiele mniej groźne i głośne.
     - Przestań! - Ryknęłam, a w gardle poczułam suchość. Wróciłam. Tm razem to ciemność zniknęła. Znów leżałam na zimnej podłodze w obskurnym mieszkaniu, lecz moja głowa bolała mnie niemiłosiernie, a włosy były w nieładzie.
     - Jennifer? Spokojnie, dziecko. Wszystko będzie dobrze - usłyszałam obok siebie roztrzęsiony głos urzędniczki, a po chwili poczułam jej ciepłe dłonie na ramionach.
     - Pani nic nie rozumie! Nigdy nie będzie dobrze! - Tym razem moje łzy wypłynęły. Strumień słonego płynu zaczął spływać z mojej twarzy, a ja nie potrafiłam tego zatrzymać.
     - Chodź, musimy stąd iść - kobieta spróbowała mi pomóc wstać, lecz ja odtrąciłam jej dłoń. Do tej pory nie wiem jak to zrobiłam, ale wstałam i ruszyłam do swojego pokoju, jeżeli można było go nim jeszcze nazwać. Nie zatrzymywałam wzroku na jakimkolwiek miejscu dłużej niż trzy sekundy, bojąc się kolejnego ataku. Skierowałam się wprost do szafy, z której wyrzuciłam wszystkie nasze ubrania i najpotrzebniejsze rzeczy. W ciągu pięciu minut wszystko upchałam do jednej torby. W biegu podałam torbę urzędniczce i wybiegłam przed blok. Wiedziałam, że one sobie poradzą. Byłam pewna, że kobieta zabierze ze sobą małą. Czułam się w tamtym miejscu nieswojo. Skóra wręcz paliła mnie, a kończyny trzęsły się. Musiałam stamtąd zniknąć. Świadomość, że tamta dzielnica wiąże się ze wszystkim co złe, rozsadzała mnie od środka. Oparłam się o maskę samochodu w nadziei, że mój oddech, choć trochę się uspokoi. Co się działo w środku? Co się ze mną stało? Czym jest to coś w mojej głowie? Dlaczego nie potrafię tego zatrzymać?
     Z bloku w końcu wyszła Kristen, ściskająca dłoń kobiety. Nasze spojrzenia się spotkały, a w jej oczach widziałam strach.

A nie mówiłem? Nawet twoja siostra się ciebie boi...

___________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ!

Sądziłam, że napisanie tego zajmie mi, choć odrobinę mniej czasu, ale jednak... Nie dało się inaczej,
przepraszam.
Jednak mogę skromnie powiedzieć, że mi się podoba. Napisałam go tak jak chciałam.
Dziękuję, że jesteście.
Do następnego. ♥ 

6 komentarzy: