sobota, 31 sierpnia 2013

II. W życiu bo­wiem is­tnieją rzeczy, o które war­to wal­czyć do sa­mego końca.

*Jennifer*
     Minęła północ, kiedy nasza zrozpaczona matka w końcu się odezwała.
     - Musimy już wracać do domu. Przyjdziemy tu jak trochę odpoczniemy - nie protestowałam, bo wiedziałam, że wszystkie trzy jesteśmy zmęczone. Z drugiej strony nie chciałam zostawić taty samego... Mama wzięła na ręce Kristen, która po chwili zasnęła w jej ramionach.

Następny dzień
     Obudziłam się z samego rana. Przez całą noc dręczyły mnie koszmary. Kiedy zegar wskazał godzinę piątą wstałam z łóżka. Przed wyjściem z pokoju spojrzałam na smacznie śpiącą Kristen. Uśmiechnęłam się na widok jej słodko rozchylonych ust. Przechodząc do przedpokoju usłyszałam za drzwiami hałas, co mogło wskazywać na to, że mama również już była na nogach. Weszłam spokojnie do kuchni gdzie moja rodzicielka piła herbatę.
     - Cześć mamo.
     - Hej Jen - spojrzała na mnie, a ja z jej oczu mogłam wyczytać smutek i troskę.
     - Możemy porozmawiać? - spytałam. Planowałam tą rozmowę od dawna, ale musiałam czekać na odpowiedni moment taki jak ten. Usiadłam przy stole ciągle wpatrując się w jej zmęczoną twarz. Przytaknęła delikatnie.
     - Musisz mi i małej coś obiecać. Przyrzeknij, że nie tkniesz już więcej alkoholu. Wiem, że jest i będzie ciężko, ale musimy spróbować. Widzisz co stało się z tatą, ty nie możesz nas opuścić - powiedziałam, a po mojej twarzy zaczęła spływać pojedyncza łza. - Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby ta rodzina była w końcu normalna - dokończyłam na jednym wdechu. Mama wyglądała na zszokowaną tym co właśnie powiedziałam. Chwilę później otworzyła usta:
     - Możemy spróbować.
     - Musisz nam obiecać...
     - No dobrze, przyrzekam, że nie tknę już więcej alkoholu - na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Zerwałam się z krzesła i podeszłam szybko do kobiety. Rzuciłam się w jej ramiona. Tak dawno tego nie robiłam, a tak bardzo tego potrzebowałam. Odkąd pamiętam czułam się niechciana i niekochana, a teraz jest szansa, że wszystko będzie w końcu OK.
     Usłyszałam jak drzwi się otwierają, a w progu stanęła Kris. Spojrzała na nas i szybko podbiegała. Objęłyśmy ją.
     - Idziemy dzisiaj? - Spytałam, odrywając się od nich.
     - Tak. Przygotujcie się. Za dziesięć minut wychodzimy - powiedziała mama wstając i odkładając do zalewu kubek po herbacie. Ruszyłam z siostrą do pokoju. Przebrałyśmy się i po kilku minutach czekałyśmy na mamę.
     Miałam dziwne przeczucie. Moje serce biło szybciej niż zazwyczaj, a ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Wyszliśmy w trójkę przed blok, gdzie czekała już na nas kobieta z pomocy społecznej, ta sama, która była tam z nami wczoraj.
     Po kilku minutach jazdy taksówką dojechałyśmy pod budynek. W tamtej chwili moja nerwowość nasiliła się. Mój oddech był ciężki i urywany, a nogi jak z waty. Poczułam dziwny uścisk w klatce piersiowej. Ujęłam drobną dłoń siostry i razem wyszłyśmy z pojazdu, a tuż za nami kobiety. Tym razem wiedziałam gdzie mam się udać, by trafić na salę. Zimne i sterylne powietrze dostało się do mojego nosa powodując dyskomfort. Kristen czuła to samo, bo silnie ściskała moją rękę, a z jej ust co chwilę wydobywały się ciche pomruki i piski. Po korytarzach spacerowały pielęgniarki, które nie zwracały na nas najmniejszej uwagi. Dotarliśmy na miejsce, a młodsza od razu opadła na jedno z krzeseł.
     - Mamo? Mogłabym? - Spojrzałam na kobietę i wskazałam dłonią drzwi, za którymi leżał tato.
     - Lekarz wczoraj wspominał, że możemy wchodzić, ale pojedynczo i żeby nie hałasować, więc uważaj - popatrzyła na mnie opiekuńczym wzrokiem i przytuliła do siebie młodszą córkę. Delikatnie nacisnęłam klamkę, a już po chwili znajdowałam się w olśniewająco białym pomieszczeniu z fotelem i jednym łóżkiem, na którym spał ojciec. Gdyby nie kroplówka i kabelki podłączone do jego ręki pomyślałabym, że śpi, ale po tym co się stało to niemożliwe.
     Przysunęłam fotel bliżej łóżka i opadłam na nie delikatnie. Z moich oczu mimowolnie wypłynęły łzy. Czemu Bóg nas tak każe? Dlaczego nie możemy być normalną rodzinę? Z jakiego powodu jest nam coraz trudniej? Te pytania przewijały się przez moją głowę prawie codziennie, ale teraz kiedy widzę do czego doprowadził alkohol ogarnęła mnie swojego rodzaju nostalgia. Zamaszyście otarłam wilgotne policzka.
     - Tato, proszę. Nie opuszczaj nas. Wybaczyłyśmy ci z Kris wszystko, tylko proszę, wróć. Postaramy się to wszystko naprawić, wyrzucimy alkohol z naszego życia i będziemy szczęśliwi, ale błagam... Obudź się - zaczęłam szeptać do mężczyzny leżącego spokojnie na białej pościeli. Nie wiedziałam czy mnie słyszy czy nie, ale miałam nadzieję, że to jakoś wpłynie na jego stan zdrowia. Miałam nadzieję, że jakoś szczęśliwie rozchyli powieki i znowu odezwie się do mnie swoim głębokim, zachrypniętym głosem.
     Serce stanowczo chciało wydostać się z klatki piersiowej, a dłonie nie pozwalały mi czegokolwiek utrzymać. Głowa zaczęła mnie boleć, gdy nagle cała aparatura przy łóżku zaczęła wydawać głośne odgłosy. Poderwałam się prędko i pobiegłam w stronę drzwi, otwierając je na oścież.
     - Mamo! Z tatą jest coś nie tak - zaczęłam, ale kobieta już skierowała się w stronę jednej z pielęgniarek na korytarzu.
     - Wszystko będzie dobrze, lekarz już pędzi, chodź do mnie - powiedziała kiedy się do niej zbliżyłam. Objęła mnie swoimi słabymi ramionami.
     - Myślisz, że wyjdzie z tego?
     - Nie mam pojęcia.
 
     Usiadłam obok siostry i posadziłam ją sobie na kolanach.
     - Jenni? Co się dzieję? - Spytała zdezorientowana.
     - Nic takiego - powiedziałam, a w głowie dokończyłam " tylko ratują naszego ojca, bo umiera." Dziewczynka schowała twarz w zagłębieniu mojej szyi. Co jeżeli ojciec umrze? Jak zareaguje Kris? Boję się o tym pomyśleć.
     Do sali wpadł doktor, a tuż za nim grupka asystentów. Drzwi zamknęły się z hukiem. Boże, spraw żeby nic się nie stało. Pomóż mu, błagam. On na to nie zasługuje! A może jednak, Jennifer? Przecież wyrządził tyle krzywdy, nigdy się wami nie przejmował, a teraz ty będziesz go opłakiwać? - Usłyszałam w swojej głowie męski głos. - Każdy zasługuje na drugą szansę, nawet mój ojciec, nie zabieraj go nam. 
     Kiedy zaczęłam znowu się modlić pisk aparatury z sali ucichł. Tak naprawdę nie było już nic słychać. Z pokoju wyszedł starszy mężczyzna, z siwą czupryną - lekarz prowadzący.
     - Pani Crawford? - Zwrócił się do mojej matki, która siedziała zrozpaczona na krześle. - Pański mąż. Przykro mi, nie mogliśmy nic poradzić - szepnął, a rodzicielka osunęła się na podłogę. Kobieta z pomocy społecznej zakryła otwarte usta dłonią. Miałam tylko nadzieję, że Kris nic nie usłyszała. Zerwałam się, a przy tym zrzuciłam dziewczynkę. Przestraszona usiadła obok.
     - Mamo, damy sobie rady - zaczęłam łkać w jej ramię. - Poradzimy sobie, obiecuję - czułam jakby serce w moich piersiach właśnie rozerwało się na kilkanaście kawałków. Straciłyśmy go. Nasz ojciec nie żyje.
     - Czemu płaczecie? - Spytała niczego nieświadoma Kristen. To pytanie było jak cios w plecy. Nie czułam już nic, pochłonęła mnie ciemność.

___________________________________________
Ta dam!
Kolejny rozdział, który stworzyłam dopiero dzisiaj i przepraszam za tak długą przerwę. Zmieniłam wygląd bloga i mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. Szczerze mówiąc na razie w opowiadaniu jest nudno, cholernie nudno, ale to się z czasem zmieni. Obiecuję. :)

Wasza @highlyabovesky

KRÓTKI, WIEM, PRZEPRASZAM.

5 komentarzy: