środa, 7 sierpnia 2013

I. ,,To człowiek człowieko­wi jest naj­bar­dziej pot­rzeb­ny do szczęścia. "

*Jennifer*
        Wraz z moją młodszą siostrą - Kristen kilka lat temu straciłyśmy rodziców, ale nie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Żyją, ale po prostu się nami nie opiekują. Od dłuższego czasu nie potrafią uwolnić się od alkoholu i agresji. Szczerze mówiąc nie mam bladego pojęcia co tak diametralnie wpłynęło na ich zachowanie, ale wiem jedno - nie znajdą od tego ucieczki. Możecie się zastanawiać czemu im nie pomogłyśmy, ale tak naprawdę co może zrobić piętnastolatka z eskortą swojej młodszej siostry w starciu z dorosłymi? Nic. Musimy sobie radzić same i już chyba się do tego przyzwyczaiłyśmy. Codziennie staramy się walczyć o jedzenie, ubrania czy przedmioty potrzebne do szkoły. Mimo problemów nie zaniedbałyśmy edukacji, która w przyszłości będzie nam na pewno potrzebna.
        Kilka dni temu skończył się rok szkolny, dzięki czemu miałyśmy o jeden problem z głowy. Podczas letnich popołudni większość czasu spędzałyśmy na podwórku przedmieścia w Nowym Yorku. Nigdy jakoś specjalnie nie śpieszyło nam się do domu, bo obie wiedziałyśmy co tam na nas czeka.
        Nie spodziewałyśmy się, że tą męczącą monotonię coś kiedykolwiek przerwie. A jednak. Około południa dziesiątego lipca usłyszałyśmy głośny sygnał karetki parkującej tuż przed blokiem. Nikogo oprócz mnie i Kristen nie było w zasięgu wzroku, więc szybko pobiegłyśmy do mieszkania. Przed drzwiami zatrzymał nas niespodziewanie lekarz.
        - Panienki Crawford? - spytał z bladym uśmiechem na twarzy.
        - Tak, coś się stało? - spytałam, zaciskając uścisk na dłoni siostry. Miałam złe przeczucia.
        - Wasz ojciec... Jedziemy z nim do szpitala, wasza matka natomiast... również jest niepoczytalna. Powiadomiliśmy już pracowników opieki społecznej, ktoś powinien się tu niedługo zjawić - nie był w stanie dokończyć, gdyż z mieszkania wyszli pozostali lekarze, pchając nosze na których leżał nasz nieprzytomny ojciec. Poczułam się słabo, nogi się pode mną ugięły i gdybym nie podtrzymała się prędko ściany  na pewno bym upadła na zimną posadzkę klatki schodowej.
        - Jen wszystko ok? - spytała mała.
        - Tak, chodźmy do środka, Kris...
        W salonie siedziała mama. Mimo, że sporo już wypiła nadal się jakoś trzymała. Usłyszałam jęk wypływający z jej drżących ust. Płakała.
        - Mamusi, co się stało? - spytała nieświadoma niczego dziesięciolatka.
        - Nic, nic skarbie - matka pogłaskała Kristen po głowie, a ja natomiast przez cały czas stałam oparta o framugę drzwi. Co się z nimi stało? Jak mogłam do tego dopuścić? Dostrzegłam kilkanaście walających się po pokoju pustych butelek po alkoholu. Momentalnie w moich oczach pojawiły się łzy. Nie potrafiłam powstrzymać własnych emocji, które w tamtym momencie starały się przedrzeć na zewnątrz. Opadłam na kolana, przypominając sobie każdy "przykry" dzień spędzony w tym domu. Kiedy to się wszystko zaczęło, kiedy alkohol był ważniejszą częścią ich życia, niż własne córki, kiedy ojciec pierwszy raz podniósł rękę na naszą matkę, a potem na nas. Mimo tego, że znienawidziłam go od tamtego wydarzenia, teraz zrobiło mi się cholernie przykro. Miałam skrytą nadzieję, że w szpitalu mu pomogą, że wyjdzie z tego jak najszybciej i w końcu będziemy mogli być szczęśliwi. Z zamyśleń wyrwało mnie pukanie do drzwi. Zerwałam się z zimnej podłogi, by po chwili ujrzeć przed sobą niską kobietę w średnim wieku. Na pierwszy rzut oka wydawała się całkiem miłą i sympatyczną osobą.
        - Dzień dobry pani Crawford - nieznajoma podeszła do mamy. Wtedy oświeciło mnie. To musi być kobieta z pomocy społecznej o której wspominał lekarz. - A więc, sprawy wyglądają nie za ciekawie... Pani mąż został zabrany do szpitala, więc myślę, że moim obowiązkiem jest zabrać stąd dzieci, by mogły go zobaczyć. Później tu wrócimy, a jutro znów was odwiedzę i jeżeli pani będzie w takim stanie jak teraz - wskazała na butelki po alkoholu. - Będę musiała panią zabrać. Dobrze, nie traćmy czasu - schyliła się i pomogła podnieść mamę, która po chwili stała na nogach lekko się chwiejąc.
        Złapałam dłoń Kristen i wszystkie wyszłyśmy z mieszkania. Pośpiesznie zakluczyłam drzwi,by za chwilę mogłyśmy wsiąść do służbowego samochodu urzędniczki. Moja młodsza się nie odzywała za co byłam jej szczerze wdzięczna, mogłam się skupić i trochę ogarnąć to wszystko. Co jeżeli ojciec.. nie przeżyje? A mamę zabiorą? Co wtedy z nami...? Przełknęłam głośno ślinę, a po chwili już zaparkowałyśmy przed budynkiem. Razem z Kri wysiadłyśmy i starałyśmy się jakoś pomóc mamie. Nie dość, że płakała to umysł miała przyćmiony przez alkohol. Kobieta musiała już wiedzieć gdzie leży nasz ojciec, bo bez słowa odeszła w stronę windy.

***
        Siedziałam tępo wpatrując się w jeden punkt. Lekarz powiedział, że mój ojciec... Ma operację. Nie potrafiłam opanować dziwnego uczucia rosnącego w mojej klatce piersiowej. Strach? Przerażenie? Troska? To wszystko odczuwałam w tamtych momentach. Nie wiedziałam co zrobić, a najgorsze było to, że obok mnie siedziała najsłodsza dziesięciolatka na świecie nie mając pojęcia, że jej ojciec może w każdej chwili odejść. Nie mogę jej tego powiedzieć, jest za wcześnie. Ona jest za młoda. Dowie się w swoim czasie, a teraz jedyne co możemy zrobić to czekać.

***
        - I co panie doktorze? - spytałam, wstając kiedy lekarz w końcu wyszedł z sali.
        - Operacja udała się chyba...
        - Co znaczy chyba?
       - Obyło się bez komplikacji, ale wasz ojciec zapadł w śpiączkę farmakologiczną. Musimy poczekać, aż się obudzi, a to może potrwać. Może się obudzić jutro, za tydzień, a nawet za rok - zwrócił się do mojej roztrzęsionej matki. Wypiła kawę z automatu i alkohol raczej "uleciał" już trochę z jej organizmu. Nie odezwała się. Schowała twarz w drżących dłoniach. Spojrzałam na siostrę, która nawet nie zwróciła uwagi na lekarza. Bawiła się na krześle swoimi warkoczami, była w swoim świecie i nie planowałam jej z niego wyciągać. Kocham ją, nawet nie wiecie jak bardzo. Jest urocza, bez dwóch zdań, ciągle marzy, żyje w świecie fantazji i to czyni ją oryginalną. Nie oddałabym jej za nic w świecie...
_________________________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ. 
Byłam pewna, że nie dam rady tego dzisiaj dokończyć, a jednak. Udało mi się. :* Nie za długi, bo nie chciałam was zanudzać na początek, a zresztą muszę zostawić trochę informacji i zdarzeń na kolejne rozdziały. Mam nadzieję. że znajdą się osoby, które będą czytały tą historię.
Nie wiem kiedy kolejny, ale nie za szybko. Muszę go napisać, a MMYS na razie to sprawa pierwszorzędna dla mnie. Mam nadzieję, że mogę na Was liczyć w kwestii rozsławiania bloga, bo sama nie za bardzo będę miała czasu.

Co dalej? Co z ojcem dziewczynek? Jak dalej potoczą się losy rodziny? Czekam na Wasze opinie. ;)

Wasza @highlyhabovesky 
x

PS przepraszam za błędy, nie mam sił ich sprawdzać. 

6 komentarzy:

  1. Świetny <3 Pisz dalej. Czekam

    OdpowiedzUsuń
  2. Supperrrr! <333333333333

    OdpowiedzUsuń
  3. moim zdaniem tresc jest bardzo fajna tylko trudno się czytam na tak pstrokatym tle

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szablon już zamówiłam, niedługo zmienię wygląd. :)

      Usuń
  4. cudowny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń